One Shot by Sophie Cortes
'PS. Kocham Cię'
Rodzice nigdy nie mieli dla mnie czasu.
Najwyraźniej
burmistrz dwudziestotysięcznego miasteczka nie obchodziło nic po za
swoim ogromnym gabinetem. Przesiadywał w nim zawsze do godzin
nocnych,wypełniając bardzo 'istotne' papiery. Kto by się tego
spodziewał?
Nie pamiętam
kiedy ostatnio zjadł ze mną normalną kolacje. Ale był dla mnie dobry.
Nigdy nie opuścił ani jednego występu chóru,w którym niestety byłam
głównym głosem. Zawsze wspierał mnie w realizacji moich marzeń. Często
powtarzał,że przypominam mu babcie.Sama nie wiedziała dlaczego. Nie
byłam do niej w ogóle podobna.
Starał się.I to miało dla mnie największe znaczenie.
Narzekałam
dosłownie na wszystkich. Z wyjątkiem taty. Juan Fernadez może nie był
idealnym ojcem ale nigdy nie potrafiłam go nienawidzić. Może dlatego,że
byłam do niego zbyt podobna?
Za to moja mama... Czasami zastanawiałam się czy w ogóle wie,że kiedyś urodziła małą istotę,która niestety ale urosła.
Jej
stałym zajęciem było picie. Robiła to z taką pasją! Często bywałam
przekonana,że to nie nałóg ale zwykłe hobby. Nie była dla mnie
prawdziwą matką. Właściwie nigdy dla niej nie istniałam.
Odkąd skończyłam siedem lat przy każdej sposobności prosiłam aby
rodzice się rozwiedli. To było moje jedyne marzenie. Całkowicie do
spełnienia. Wydawało się to wtedy takie proste. Z resztą wciąż jest
takie według mnie.
Nie
było to jednak moją samolubną pobudką. Chciałam tego dla taty.
Zasługiwał na kogoś znacznie lepszego niż kobieta,która praktycznie nie
trzeźwieje. Jej przebywanie w tym samym domu budziła we mnie odrazę. Ale
nic nie mogłam na to poradzić. Wszystko zależało od mojego ojca.
Kiedy przejrzał na oczy było za późno. Matka zmarła na niewydolność wątroby. Pijaństwo w końcu ją dopadło.
Miałam wtedy dwanaście lat,pomimo tego cieszyłam się,że jej już z nami
nie ma. To złe,ale prawdziwe. A ja nie lubię kłamać. Zdecydowanie
bardziej wole ranić prawdą niż uspokajać kłamstwem.
Nie uroniłam po niej ani jednej łzy,ale szczerze byłam z tego dumna. Do dziś jestem.
Dla tak paskudnej matki mogę być tylko okropną córką.
Zawsze kochałam samotność.
Była moim najlepszym,i w sumie jedynym przyjacielem. Towarzyszyła mi od wczesnego dzieciństwa,w każdym aspekcie życia.
Jedyną osobą,która mnie rozumiała byłam ja.
Męczenie
się z poznawaniem ludzi zdecydowanie nie było moim priorytetem.
Zdecydowanie bardziej interesowała mnie sala muzyczna w odległych kątach
szkoły. Jedyne miejsce,które nikogo nie obchodziło. Było to równie
piękne co straszne. Nastolatki w moim liceum nie doceniali czegoś
takiego jak sztuka. Dlatego to miejsce było dla mnie idealne.
Przez moje niezwykłe niebieskie oczy z dość małymi,czarnymi nalotami
byłam uznawana za czarownice. Nie zależało mi na wyprowadzaniu tych
ograniczonych ludzi z błędy. Szczerze? Nigdy mi to nie przeszkadzało.
Byłam jak samotny wilki. Od zawsze i na zawsze.
Wolałam być unikana. Choć jako córka burmistrza,który nie był zmieniany
od piętnastu lat,miałam z tym delikatny problem.Wszyscy byli dla mnie
przesadnie mili. Co było,dosyć irytujące zważając na krążące o mnie
plotki.
Było one dla
mnie po prostu śmieszne. Opowieści o czarownicach od zawsze były dla
mnie nie dorzeczne; Wyssane z palca. Ale czego można się spodziewać bo
pokoleniu fanek wampirów,wilkołaków. I Bóg wie co jeszcze!
Uśmiech był stałą częścią mojego stroju. Zero kolczyków i tatuaży.
Wspaniałe ubrania. Idealna wymowa. Świetne oceny. Prace społeczne. Chór.
Do tego zawsze,bez zająknięcia musiałam być miła.
Perfekcyjna córka. Byłam nią. Dla taty cały czas jestem.
Rola
panienki 'cud,miód i malina' nie byłą szczególnie trudna. Z czasem się
do niej przywiązałam. Może nawet...się zmieniłam? Ale było mi dobrze. I
naprawdę nie chciałam tego zmieniać.
Nie dość,że pogodziłam się ze swoim losem to na dodatek byłam
szczęśliwa.Z ręką na sercu wiem,że podobało mi się nudne życie. Bez
zmartwtień, bez wyznań. Tylko ja i muzyka.
Marzyłam aby trwało to już wiecznie...
Dopóki on się nie pojawił. Czarujący biały uśmiech. Idealnie czarne włosy. Był niewiele wyższy ode mnie.
Miał
swój styl,co wyróżniało go od reszty pajaców ze szkoły. W jego
ubraniach przeważały kolory. Zawsze dopasowane spodnie i równie jaskrawa
bluzka. Ale jego znakiem rozpoznawczym zdecydowanie były słuchawki.
Każdego koloru i każdej firmy,dostępnej na rynku.
Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie mojego księcia z bajki ale nie żałowałam. On był idealny. Stworzony specjalnie dla mnie.
Poznaliśmy się zupełnie przez przypadek. O ile tak można nazwać nowego ucznia w Twojej klasie.
W środku semestru dołączył do nas jakiś chłopak. Nie zwróciłam nawet
uwagi na jego imię. Jednak z entuzjazmu żeńskiej części klasy
wywnioskowałam,że musi być przystojny. A przynajmniej był lepszą partia
od szkolnych "kasanowa". Miałam to jednak w głębokim poważaniu.
Tata
był w trakcie organizowania ważnego balu charytatywnego. W głowie
miałam tylko sposób wykręcenia się od tej piekielnie nudnej imprezy. W
głębi duszy czułam jednakże,że nie mam szans od wymigania się od
obowiązków.
Pamiętam,że
tego dnia westchnęłam ciężko i wszyscy w zielonym pomieszczeniu zwrócili
na mnie uwagę. Jakby wiedzieli o czym myślę. Przestraszyłam się i wtedy
po raz pierwszy pochwyciłam jego spojrzenie.
Wszystko wydało mi się inne.
Byliśmy małżeństwem przez trzy lat. Pewnie mielibyśmy za sobą dłuższy
staż ale jak nie chciałam się spieszyć. Według mnie nie byłam idealnym
materiałem na żonę. Ale Maxi nalegał. A ja... wciąż byłam pewna obaw.
Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Nie wierzyłam w szczęśliwe
zakończenie ale on mnie przekonał.
Niestety tym razem to ja miałam racje.
Najgorszą rzeczą jaka może nam się przydarzyć w życiu nie jest
śmierć. To strata najbliżej naszemu sercu osoby. Kogoś,kto daje nam siłę
wstać rano z łóżka,ze szczęściem wymalowanym na twarzy; Wspiera nas w
najtrudniejszych momentach; Sprawia,że świat jest lepszy,przeszkody
mniejsze; A ty masz siłę oddychać.
Po prostu jest. Całą duszą i całym ciałem.
Ale kiedy nie możesz już poczuć Jego silnych ramion,otulających Twoje
zimne ciało; Posłuchać jego melodyjnego głosu śpiewającego Ci serenadę o
miłości.
Nic już nie ma znaczenia Żyjesz a właściwie
istniejesz w egzystencjalnej pustce,czekając aż ktoś okaże się na
tyle dobry i skończy Twoje męki. Tylko dlatego aby być z Nim.
-Natalia!-usłyszałam
krzyk Violetty. Domyśliłam się,że wraz z nią przyszła odwiedzić mnie
Lu. Nie rozumiałam po co Maxi dał swoim siostrą kluczę do naszego
mieszkania. Miałabym święty spokój. Mogłabym go w spokoju opłakiwać.
Dzwonić do niego na pocztę głosową tylko żeby posłuchać jego melodyjnego
głosu.
Chciałam zostać sama. Zupełnie sama. Bez mojego męża nic nie było tak jak powinno.
-Wiemy,że
tu jesteś!-tym razem zawołała Lu. Nie odzywałam się,dziewczyny mogły
się trochę pomęczyć. Były moimi jedynymi przyjaciółkami. Uwielbiałam je
całym sercem. Jednak w tej chwili jedyną osobą,która mogła mnie
pocieszyć była zdecydowanie zbyt daleko abym mogła wtulić się w jego
silne ramiona.
-Tutaj się
schowałaś,małpo!-Viola wpadła do sypialni. Starałam się uśmiechnąć lecz
na marne. Jedynym pocieszeniem była bezpośredniość szatynki. Po mimo
tego samego zamieszania wciąż pozostała sobą-uroczą arogantką z nutką
słodyczy. Ludmi była identyczna. Oczywiście pod względem charakteru. Na
zewnątrz różniły się diametralnie. Gdybym nie znała ich tyle czasu nigdy
nie powiedziałabym,że są spokrewnione.
Cała trójka nie była do siebie podobna. Ludmiła była długonogą
blondynką-najstarsza z 'miotu'. Maxi jako 'ten drugi' był odwrotnością
starszej siostry-niski brunet z uroczymi dołeczkami. Najmłodszą z
rodzeństwa była Violetta. Wzrostem równała się z moim mężem,miała tylko
jaśniejsze włosy.
-Jak
długo masz jeszcze zamiar siedzieć w łóżku?-szatynka usiadła obok
mnie.-Minęły trzy miesiące.-nie patrzyłam na nią. To było za
trudne.-Maxi chciałby...
-Chciałby
abyś ruszyła swoje wielkie dupsko z łóżka,z którego nie schodzisz się
od jego śmierci.-jak zawsze pomocna Lu weszła do sypialni i zajęła
miejsce po drugiej stronie.
-To
był mój mąż.-odezwałam się cicho,po dłuższej chwili.-A wasz brat. Dacie
mi go opłakiwać po swojemu?-spytałam,zanosząc się płaczem.
-Naty,to był nasz brat wiemy co...-blondynka chyba starała się mnie udobruchać. Na marne.
-Nie!-krzyknęłam
i natychmiast zeskoczyłam z łóżka. Musiało wyglądać to dosyć
komicznie,zaważywszy na twarzach śmiech dziewczyn.-Co wy wiecie o
małżeństwie?!-wybuchłam. Po raz pierwszy od trzech miesięcy podniosłam
głos.-Ty Violetta! Byłaś z tym słynnym Leonem w liceum przed
przeprowadzką ,prawda?-przytaknęła ruchem głowy.- Twój najdłuższy
związek trwał rok na dodatek z tym kretynem Tomasem! A teraz? Masz
okazjonalne schacki z Verdasem,spędzasz z nim dwie godziny dziennie w
łóżku,ale podobno tak go kochasz! A ty Ludmiła?! Jesteś po dwóch
rozwodach z Federico i znowu do siebie wracacie! Nie macie pojęcia czym
jest szczęśliwe małżeństwo!-rozpłakałam się. Po raz kolejny to wróciło.
Smutek stawał się nie do zniesienia. Nie znikał z czasem. Miałam
wrażenie,że tylko się pogłębia.
Upadłam
na drewnianą podłogę. Nie chciałam się podnosić. Dalsza walka była
bezsensowna. Straciłam wszystko co było dla mnie ważne.
-Już
czas.-spojrzałam dziwnie na Viole. Wiem,że nie powinnam tego mówić ,ale
jej twarz wcale nie robiła się czerwona ze złości. Wyrażała smutek. Nic
więcej.-Maxi napisał do ciebie list. I powiedział Nam...-zadrżał jej
głos.
-Że mamy dać Ci go kiedy uznamy to za stosowne.-dokończyła za nią Lu.
-Co?-wychlipałam. Milczały. Do swoich słabych rąk dostałam biały skrawek papieru.
To było pismo Maxiego. Wszędzie bym jej poznała.
Droga Natalio!
Nie uważasz,że to chore? Ja nie żyje. A Ty? Czytasz list napisany przez
Twojego zmarłego na raka,męża. Świat jest piękny prawda,kochanie?
Wiem,że teraz tego nie zauważasz. Tęsknisz za mną. Rozumiem. Uwierz
mi,że gdziekolwiek jestem jest tu bez Ciebie pusto. Ale proszę Cię nie
pozwól aby to,że nie mogę Cię dotknąć ,pocałować stanęło Ci na drodze do
szczęścia. Wiesz,że zawsze jestem. Zawsze byłem i zawsze będę. To w
Twoim sercu jest moje miejsce. Nic i nikt tego nie zmieni.
Proszę Ci ukochana,weź się w garść dla mnie. A przede wszystkim dla tej
wspaniałej istoty,która jest w Tobie. Jestem naprawdę szczęśliwy z
tego powodu. Żałuję tylko,że nie zobaczę jego pierwszych korków,ledwie
wypowiedzianych słówek. Proszę opowiedz mu kiedyś bajkę jakim dziwakiem
był jego tata. Naucz śpiewać tak pięknie jak robił to mój Anioł,którym
byłaś Ty. Jeżeli będzie chciał zachęć go nauki tańca. Czuje,że będzie w
tym świetny. A przede wszystkim mów mu często,że go kocham,dobrze?
Jesteś najjaśniejszą gwiazdą,wykorzystaj to.Najpiękniejszą kobietą na
świecie. Żyj,bądź szczęśliwa. Kiedyś na pewno się spotkamy. Gwarantuje
Ci to.
Będziesz wspaniałą mamą. Wiem to. Wybacz mi,że taki krótki. Dobrze wiesz,że nie jestem dobry w pisaniu.
Na zawsze Twój,Maxi ♥
P.S. Kocham Cię
Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy od jego śmierci, kąciki moich ust powędrowały do góry.
-Dziewczyny
muszę Wam coś powiedzieć.-wystarczyło jedno spojrzenie. Wiedziałam,że
nie zostawią mnie samą. Nie teraz. Nie w takiej chwili.Kochałam je i
zrobiłabym dla nich wszystko.-Jestem w czwartym miesiącu ciąży-widziałam
szok na ich twarzach. Zdawałam sobie sprawy z tego co przed chwilą
powiedziałam,-Maxi wiedział. To jego dzieci.-po zarumienionych
policzkach Violetty spłynęła jedna łza.
-Zostanę
ciocią!-wrzasnęła rzucając mi się na szyje. Ludmiła po chwili dołączyła
do uścisku. Od teraz wszystko musi być dobrze. Będę silna. Dla niego.
Maxi zmienił mnie.
Kochałam
swoją samotność. On mi ją zabrał. Ale w zamian dał mi coś cenniejszego.
Swoją miłość,która będzie ze mną już zawsze. Dzięki niemu już nigdy nie
będę sama,nie potrafiłabym.
Super OS! Taki wzruszający. Kocham Naxi! Genialnie piszesz! Nie mam słów takie to cudo jest piękne!
OdpowiedzUsuńKocham
Buziaczki :********
Kama
Smutne i piękne . Piękne i smutne.
OdpowiedzUsuńNaty dzielna :)
Lu i fede 2 rozwody <333
Vilu i leon <33
Jaki cudny ♥️ Przepiękny. Czytając list Maxi'ego się popłakałam... Genialny pomysł, świetnie napisany OS
OdpowiedzUsuńŚliczny OS :*
OdpowiedzUsuńMega historia i wgl. Naxi oooo!!!
Smutne ale jednocześnie prześliczne ;)
Kiedyś go już czytałam na blogu Sophie. Zmieniła końcówkę! i szczerze - ta mi się bardziej podoba. Tamta wersja kończyła się, że nigdy się już nie spotkali. A tu... taki romantic <3 Sorry, że z anonimka, nie mam konta ;)
OdpowiedzUsuńSophie nie zmieniła końcówki, kochanie. :) Naxi od samego początku byli małżeństwem, nie mogli się nie spotkać. XD Był taki od początku. Nie musisz przepraszać, że nie masz konta. Mi to naprawdę nie przeszkadza. <3
UsuńI Kasiu, serdecznie przepraszam, że dopiero teraz się odzywam, ale szczerze mówiąc wcale nie sprawdzałam wyników, bo nie sądziłam, że zajmę jakikolwiek miejsce. A tu proszę. Wygrałam. Niesamowita niespodzianka. <3
Nie mam słów, żeby powiedzieć jak bardzo jestem zaskoczona i wdzięczna.
Pięknie dziękuje. ♥
NIgdzie przyrzekam nigdzie nie czytałam lepszego OS. Na samym początku wydawał mi się trochę dziwny ale dzięki tej bogato ułożonej w słowa treści wiedziałam dlaczego dostał 1 miejsce. Właśnie takie OS mi się najbardziej podobają i wgl opowiadania gdzie jest tak dużo monologu a prawie wcale dialogu bo wtedy czuć co inni czują. I ten list normalnie popłakałam się :'( z wzruszenia. Pozdrawiam. Besos :*
OdpowiedzUsuńTe amo <3
Marti blanco <3